Marek Sthaman Prejzner (1950-2018), z wykształcenia prawnik, rozpoczął praktykę zen około roku
1986 w najstarszej polskiej wspólnocie zen, działającej od lat siedemdziesiątych, a od roku 1991
noszącej nazwę Związek Buddystów Zen „Bodhidharma”. Ówczesnym nauczycielem sanghi był Sensei Zenson Gifford, jeden ze spadkobierców Dharmy Rosiego Philipa Kapleau. Sthaman brał aktywny udział w działalności grupy, uczestnicząc w odosobnieniach zen (sesin), a także w rozbudowie głównego ośrodka sanghi w Warszawie-Falenicy.
W czerwcu 1993 roku wyjechał wraz z żoną, również aktywną adeptką zen, oraz dwójką synów do USA. Tam zamieszkał w Chicago i kontynuował trening zen pod kierunkiem kolejnych nauczycieli w linii nauczania Rosiego Kapleau – Senseja (obecnie Rosiego) Bodhina Kjolhede, prowadzącego Rochester Zen Center, a od roku 1997 – Senseja Sevana Rossa, prowadzącego Chicago Zen Center. W roku 2000 zamieszkał jako rezydent w chicagowskim ośrodku, pełniąc w nim przez kolejnych osiem lat szereg odpowiedzialnych funkcji, w tym „head of zendo”, czyli osoby odpowiedzialnej za przebieg praktyki w ośrodku. Był także jednym z trzech wyznaczonych przez nauczyciela instruktorów – doświadczonych członków sanghi, uprawnionych do udzielania daisan (instrukcji dotyczących praktyki) i wygłaszania mów Dharmy.
25 września 2005 roku został wyświęcony przez Senseja Sevana na kapłana zen, otrzymując buddyjskie imię Sthaman, które w sanskrycie znaczy „siła, moc, wytrwałość”. Trzy lata później, w kwietniu 2008 roku otrzymał od Senseja Sevana przekaz Dharmy w trzech liniach nauczania: Rosiego Philipa Kapleau, Rosiego Roberta Aitkena i Rosi Jiyu Kennett. Stał się tym samym pierwszym polskim nauczycielem zen nauczającym w Polsce w tych liniach przekazu.
Tego samego roku, po piętnastu latach w USA, już jako Sensei Sthaman wrócił na stałe do Polski. Początkowo zamieszkał w falenickim ośrodku swojej pierwszej sanghi, prowadzonej już przez Sensei (obecnie Rosi) Sunyę Kjolhede, jedną ze spadkobierczyń Dharmy Rosiego Kapleau. Przez niespełna dwa lata wspierał swoją obecnością funkcjonowanie ośrodka, po czym rozpoczął samodzielną działalność nauczycielską, prowadząc regularną praktykę i sesin w Warszawie (od 2016 w zendo w Sulejówku) oraz w Katowicach, gdzie był nauczycielem Śląskiej Szkoły Zen. Związki Sthamana ze Śląskiem były jednak wcześniejsze, gdyż jego rodzina od strony matki pochodzi właśnie stamtąd.
Zawodowo zajmował się między innymi problemem zapobiegania przemocy domowej. Wykorzystując wiedzę zdobytą podczas pobytu w USA, w 2001 roku założył w Polsce Instytut Prewencji Przemocy, opierający się na doświadczeniach amerykańskiego Programu Duluth i działający na rzecz przeciwdziałania przemocy w rodzinie poprzez programy edukacyjne, korekcyjne i profilaktyczne. W 2012 został za wieloletnią, pionierską pracę na tym polu uhonorowany Wyróżnieniem Białej Wstążki.
Około sześć lat temu zdiagnozowano u niego chorobę Parkinsona. Mimo postępów choroby niestrudzenie kontynuował swoją misję szerzenia Dharmy oraz pracę zawodową, a także utrzymywał kontakty z najbliższymi, w tym z trzema synami i pięciorgiem wnucząt. Zmarł 25 sierpnia 2018 roku.
---------------------------
Zdjęcia z 2008 roku, Warszawski Ośrodek ZBZ "Bodhidharma"
----------
W sobotę 1 września odbyła się Ceremonia Pośmiertna w Warszawskim Ośrodku "Bodhidharma". Obecni byli członkowie rodziny, uczniowie Sthamana, współpracownicy, członkowie i sympatycy różnych sangh buddyjskich.
Wspomnienie Senseja Sevana Rossa o Senseju Sthamanie Prejznerze (z maila z 27.08.2018)
"Before he became weakened by his disease Sthaman was always a man, in Zen situations, in
teaching situations, who would default by teaching like a mirror. He was the best person I
ever saw in the skill of having people reflect to themselves what they really needed to know.
This is difficult to describe. But more than anyone I have ever run into Sthaman was a
Buddhist teacher to whom people would come for answers, but he would provide them only
mirrors. Of course the mirrors were far more effective than any answers he could have given
them. In this way he had his own unique style.
I once asked him to help me with a student of mine who was very egocentric. This was a
person who thought of himself at all times. He could simply not be quiet about himself. So
one morning Sthaman took him into the garden and sat with him for an hour without ever
saying anything. And this student of mine mentioned that event to me for years. He said that
this was the first time he understood what the nobility of silence really was. This may sound
like a simple thing but it is actually a very difficult thing to do as a teacher.
This takes great faith in the student. And I have learned in all my years around this business
that very few people have this kind of faith in other people.
This was a man who had great faith in people. He had faith in people even when they had no
faith in themselves. He trusted people in ways that were deep and unusual. He kept
friendships and he kept the nobility of each of the people around him close to his heart. He
was a man who held no grudges.
Pretty much everything that happened to him in his long growing and blossoming as a
practitioner of Buddhism was welcomed by him. Even the difficult moments.
Sthaman embraced everything. Even the silly and crazy. He was so optimistic. Events at the
Zen Center in Chicago would be taking a toll on me and sometimes the people around me and
Sthaman would come along and just smile and the whole mood would lighten.
Once, another student of mine was complaining about a relationship he was in with a woman
and was basically acting as if this was the end of his world and was an immediate problem.
Sthaman entered the room to say hi and had a look of difficulty on his face. The student turn
to him and asked him what was the matter. Sthaman simply said, "I can't find my glasses".
And all three of us just laughed. The student who was going on and on about his relationship just turned to me after Sthaman left and said, "He just put life into perspective for me. I don't really have a problem, but if you can't find your glasses you really have a problem." And we laughed again. It is this spirit that I will always touch upon when I remember this man."
Polskie tłumaczenia:
"Zanim osłabiła go choroba, Sthaman z zasady nauczał zen w taki sposób, jakby stawiał przed kimś
lustro. Nie widziałem nikogo, kto by umiejętniej uzmysławiał ludziom to, czego naprawdę powinni się dowiedzieć. Trudno to opisać, ale spośród wszystkich, na których się w życiu natknąłem, Sthaman był nauczycielem buddyjskim, do którego ludzie przychodzili po odpowiedzi, a on dawał im tylko lustra.
Te lustra okazywały się oczywiście o wiele skuteczniejsze niż wszelkie odpowiedzi, jakich mógł on tym ludziom udzielić. W tym sensie miał swój własny niepowtarzalny styl nauczania.
Kiedyś poprosiłem go, aby pomógł mi poradzić sobie z jednym z moich uczniów, który był bardzo
egocentryczny. Był to człowiek nieustannie zaabsorbowany sobą. Nie mógł wręcz przestać o sobie
rozprawiać. Pewnego ranka Sthaman zabrał go więc do ogrodu, gdzie przesiedział z nim całą godzinę, nie odzywając się ani słowem. Później ten człowiek całymi latami wspominał to wydarzenie.
Powiedział mi, że wówczas po raz pierwszy zrozumiał, czym tak naprawdę jest szlachetne milczenie.
Może się wydawać, że Sthaman zrobił coś prostego, lecz w istocie dla nauczyciela takie podejście jest bardzo trudne. Wymaga mianowicie wielkiej wiary w ucznia. A przez wszystkie lata aktywności na tym polu przekonałem się, że bardzo niewielu ludzi ma tego rodzaju wiarę w innych.
Sthaman natomiast miał wielką wiarę w ludzi, nawet kiedy oni sami nie wierzyli w siebie. Cechowało go głębokie, niezwykłe zaufanie do innych. Był wierny w przyjaźni i w głębi serca zawsze pamiętał o wrodzonej szlachetności tych, z którymi obcował.
Nie chował do nikogo urazy. Akceptował niemal wszystko, co mu się przytrafiało w długim procesie wzrastania i dojrzewania jako adepta buddyzmu. Nawet trudne doświadczenia.
Sthaman był otwarty na wszystko. Nawet to, co niemądre i zwariowane. Był niesamowitym
optymistą. Czasem, kiedy różne wydarzenia w Ośrodku Zen w Chicago dawały się we znaki mnie i
ludziom wokół mnie, pojawiał się Sthaman i sam jego uśmiech sprawiał, że atmosfera stawała się
lżejsza.
Kiedyś jeden z moich uczniów uskarżał się na związek z kobietą. Zachowywał się tak, jakby to był
wręcz koniec świata i niesamowity problem. W trakcie naszej rozmowy do pokoju wszedł Sthaman,
przywitał się, ale miał jakąś zatroskaną minę. Mój uczeń spytał go, co się stało, a Sthaman powiedział po prostu: „Nie mogę znaleźć okularów”. Wszyscy trzej się po prostu roześmialiśmy.
Gdy Sthaman już wyszedł, człowiek ten zwrócił się do mnie ze słowami: „Pomógł mi przed chwilą
nabrać dystansu do życia. Tak naprawdę nie mam żadnego problemu, natomiast jeśli ktoś nie potrafi
znaleźć okularów, to naprawdę ma problem”. I znów się roześmialiśmy. To w tym duchu będę zawsze
wspominał Sthamana."
Tłumaczenie: Jacek Majewski
Na dniach dodamy jeszcze kilka zdjęć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz