ROSI YASUTANI - WPROWADZENIE DO TEORII i PRAKTYKI ZEN
(fragmenty z książki "Trzy Filary zen" pod red. Philipa Kapleau)
To, co zamierzam wam powiedzieć, opiera się na naukach mojego czcigodnego nauczyciela, rosiego Daiuna Harady. Należał on do szkoły Soto, lecz nie mógł znaleźć w tej szkole naprawdę dobrego mistrza i udał się po naukę do Shogen-ji, a później do Nanzen-ji, dwóch klasztorów Rinzai. Ostatecznie w Nanzen-ji pod przewodnictwem wybitnego mistrza, rosiego Dokutana, poznał najgłębszą tajemnicę zen.
Chociaż nie można zaprzeczyć, że aby zrozumieć prawdę zen, trzeba osobiście poddać się treningowi, to jednak - zdaniem rosiego Harady - umysł współczesnego człowieka jest na tyle otwarty, że wykłady tego rodzaju mogą mieć znaczenie dla początkujących jako wstęp do praktyki. Rosi Ha-rada połączył to, co najlepsze w obu szkołach, i ustanowił jedyną w swoim rodzaju metodę nauczania zen. Nigdzie w Japonii nie znajdzie się nauki zen sformułowanej tak gruntownie i zwięźle, tak dobrze przystosowanej do charakteru współczesnego umysłu, jak w jego klasztorze. Będąc jego uczniem przez dwadzieścia lat, miałem możność, dzięki jego łaskawości, otworzyć w pewnej mierze oko Umysłu.
Zacznijmy od Buddy Siakjamuniego. Jak zapewne wszyscy wiecie, rozpoczął on drogę od ascezy, doświadczając umartwień, wyrzeczeń i długich postów, jakich nie próbowano przed nim. Nie zdołał jednak tymi środkami osiągnąć oświecenia, a półmartwy z wycieńczenia i głodu uświadomił sobie, że daremne są wysiłki na drodze, która zakończyć się może tylko śmiercią. Wypił więc ryżowe mleko, które ofiarowała mu jakaś zatroskana wieśniaczka, stopniowo odzyskał zdrowie i postanowił pójść drogą środkową, pomiędzy umartwianiem się a pobłażaniem sobie. Od tej pory poświęcał się wyłącznie zazen przez okres sześciu lat i ostatecznie rankiem ósmego grudnia, kiedy spojrzał na planetę Wenus, która właśnie zalśniła na wschodnim niebie, osiągnął doskonałe oświecenie. Uważamy to wszystko za historyczną prawdę.
Słowa, jakie wówczas wypowiedział Budda, są rozmaicie zapisywane w buddyjskich pismach. Według sutry Kegon (Avatamsaka) w chwili oświecenia zawołał on spontanicznie: „Cudowne ponad wszystko! Zaiste, wszystkie żywe istoty są w swej istocie buddami obdarzonymi mądrością i doskonałością, lecz ponieważ ludzkie umysły zostały owładnięte przez złudne myślenie, ludzie nie są w stanie tego dostrzec". Pierwsze po oświeceniu słowa Buddy wydają się wyrazem podziwu i zdumienia. Tak, to doprawdy wspaniałe, że wszystkie ludzkie istoty - mądre czy głupie, brzydkie czy piękne, mężczyźni czy kobiety - są pełne i doskonałe, będąc takimi, jakimi są. Oznacza to, że natura każdej istoty jest wrodzenie nieskalana, doskonała i niczym nie różni się od Amidy czy jakiegoś innego buddy. Te słowa Buddy Siakjamuniego są równocześnie ostateczną konkluzją buddyzmu. A jednak człowiek, niespokojny i zalękniony, żyje na pół zwariowanym życiem, albowiem jego umysł, pokryty grubą skorupą złudzeń, jest „odwrócony do góry nogami". Musimy zatem powrócić do naszej pierwotnej doskonałości, przejrzeć na wskroś fałszywy obraz nas samych jako istot niepełnych i grzesznych oraz przebudzić się ku naszej wrodzonej czystości i pełni.
Najbardziej skutecznym środkiem osiągnięcia tego celu jest zazen. Nie tylko sam Budda Siakjamuni, lecz również wielu jego uczniów dzięki zazen osiągnęło oświecenie. Co więcej, w ciągu 2500 lat od śmierci Buddy niezliczona ilość wiernych w Indiach, Chinach i Japonii, posługując się tym samym „kluczem", rozwiązała najbardziej podstawowy problem wszystkich ludzi: jakie jest znaczenie życia i śmierci? Również dzisiaj istnieje wielu, którym udało się dzięki zazen zrzucić z siebie smutek czy niepokój i wyzwolić się.
Nie ma żadnej różnicy w substancji pomiędzy najwyższym, doskonałym buddą a nami, zwyczajnymi ludźmi. Tę „substancję" można porównać do wody. Jedną z najbardziej uderzających cech wody jest jej zdolność przyjmowania każdej formy: wlana do naczynia kulistego staje się kulista, wlana do naczynia kanciastego - kanciasta. Mamy tę samą zdolność adaptacji, lecz utraciliśmy ją, żyjąc w ograniczeniu i więzach, w niewiedzy co do naszej prawdziwej natury. Idąc dalej tropem tej metafory można powiedzieć, że Umysł Buddy jest jak spokojna, głęboka, krystalicznie czysta woda, w której w sposób całkowity i doskonały odbija się „księżyc prawdy". Natomiast umysł zwykłego człowieka podobny jest do mętnej wody, bezustannie wzburzanej gwałtownymi wichrami złudnego myślenia i nie będącej w stanie odzwierciedlać księżyca prawdy. I chociaż światło księżyca nieustannie oświetla fale, to jednak dopóki są one wzburzone, nie jesteśmy w stanie dostrzec jego odbicia. Dlatego też prowadzimy życie pełne zawiedzionych nadziei i pozbawione sensu.
Co możemy zrobić, aby księżyc prawdy oświecił w pełni nasze życie i osobowość? Powinniśmy najpierw oczyścić tę wodę, uspokoić wzburzone fale przez zatrzymanie wiatrów dyskursywnego myślenia. Innymi słowy, musimy opróżnić nasze umysły z tego, co sutra Kegon nazywa „pojęciowym myśleniem człowieka". Większość ludzi wysoko sobie ceni abstrakcyjne myślenie, lecz buddyzm wyraźnie pokazuje, że różnicujące myślenie jest korzeniem ułudy. Słyszałem kiedyś, jak ktoś powiedział: „Myślenie jest chorobą ludzkiego umysłu". Z buddyjskiego punktu widzenia jest to całkowitą prawdą. Oczywiście abstrakcyjne myślenie jest użyteczne, jeśli stosować je mądrze - to znaczy, jeśli właściwie rozumie się jego naturę i ograniczenia - lecz dopóki ludzie pozostają niewolnikami swego intelektu, dopóty są spętani i kontrolowani przezeń, i można ich słusznie nazwać chorymi.
Wszystkie myśli, wzniosłe czy niskie, są zmienne i nietrwałe. Mają swój początek i koniec, ponieważ są przemijające. Dotyczy to zarówno myśli cpoki, jak i myśli poszczególnych ludzi. W buddyzmie myślenie określane jest juko „strumień życia i śmierci". Z tego względu inna jest rola myśli przelo-I mych, a inna - ustalonych pojęć. Przelotne myśli są względnie nieszkodliwe, Ibcz wyobrażenia, wierzenia, opinie i stanowiska, nie wspominając już o wiedzy o faktach zbieranej od chwili narodzin (której kurczowo się trzymamy), przesłaniają nam światło prawdy.
Póki wichry myśli mącą wodę naszej Własnej Natury, nie jesteśmy zdolni odróżniać prawdy od fałszu. Trzeba zatem koniecznie wiatry te uciszyć. Gdy osłabną, wtedy uspokoją się fale, mętna woda wyklaruje się i poznamy bezpośrednio, że księżyc prawdy ani na chwilę nie przestał świecić. Chwila takiego poznania to kensho, inaczej: oświecenie, postrzeżenie prawdziwej substancji naszej Własnej Natury. W przeciwieństwie do poglądów moralnych i idei filozoficznych, które zmieniają się, prawdziwy wgląd jest nieprzemijający. Teraz po raz pierwszy możemy żyć z wewnętrznym spokojem i godnością, wolni od kłopotów i niepokoju, w harmonii z otoczeniem.
A teraz pomówimy o praktyce.
Pierwszym krokiem jet wybór spokojnego miejsca do siedzenia. Kilka centymetrów od ściany połóżcie niezbyt miękką matę, prostokątną lub kwadratową, o boku długości około dziewięćdziesięciu centymetrów, na niej zaś małą, owalną poduszkę o średnicy około trzydziestu centymetrów lub płaską, kwadratową poduszkę złożoną na pół.
Z wielu powodów najlepiej jest siedzieć w pełnym lotosie. Aby usiąść w takiej pozycji, prawą stopę kładzie się na lewym udzie, a lewą stopę na prawym udzie. Najważniejsze w tym szczególnym sposobie siedzenia jest to, iż przez ustanowienie szerokiej, solidnej podstawy, ze skrzyżowanymi nogami i kolanami dotykającymi maty, osiągacie absolutną stabilność. Przy ciele tak unieruchomionym myśli nie są pobudzane do aktywności przez ruchy fizyczne i umysł o wiele łatwiej uspokaja się.
Jeśli macie trudności z siedzeniem w postawie pełnego lotosu z powodu bólu, to siadajcie w półlotosie, co czyni się przez położenie lewej stopy na prawym udzie a prawej pod udem lewym. Dla tych, którzy nie są przyzwyczajeni do siedzenia ze skrzyżowanymi nogami, nawet ta pozycja może być trudna do wytrzymania. Będziecie mieć prawdopodobnie trudności z dotykaniem obydwoma kolanami maty i będziecie musieli naciskać je raz po raz, dopóki jej nie dosięgną. Zarówno w pełnym lotosie, jak i w półlotosie można zakładać Stopy odwrotnie, gdy nogi się zmęczą.
Dla tych, dla których obie te tradycyjne postawy zazen okażą się w wielkim stopniu niewygodne, alternatywną pozycją jest tradycyjne, japoński* siedzenie na piętach i łydkach. Jeśli między piętami a pośladkami umieść się poduszkę, to można w tej postawie wytrwać przez dłuższy czas. Jeszcze lepiej, gdy klęcząc siedzi się okrakiem na twardej poduszce. Ta postawa ma tę zaletę, że pozwala z łatwością utrzymać proste plecy. Jeśli jednak wszystkie te postawy okażą się zbyt bolesne, to możecie usiąść na krześle.
Następnym krokiem jest ułożenie prawej ręki na łonie, wnętrzem dłoni do góry, i położenie lewej dłoni, również wnętrzem do góry, na wierzchu prawej. Lekko zetknijcie kciuki czubkami ze sobą, tak aby utworzył się spłaszczony okrąg, składający się z kciuków i dłoni. Prawa strona ciała jest stroną aktywną, a lewa bierną. W czasie praktyki tłumimy zatem część aktywną przez ułożenie lewej stopy i lewej dłoni na członkach prawej strony naszego ciała, a to w celu osiągnięcia jak największego uspokojenia. Gdy jednak popatrzycie na figurę Buddy, to zauważycie, iż ułożenie jego członków jest akurat odwrotne. Budda bowiem w odróżnieniu od nas wszystkich jest czynnie zaangażowany w zadanie wyzwolenia.
Gdy skrzyżowaliście nogi, pochylcie się do przodu, aby wypchnąć pośladki, a następnie powoli doprowadźcie tułów do pozycji wyprostowanej. Głowa powinna być trzymana prosto, uszy - gdy się patrzy z boku - powinny znajdować się na jednej linii z ramionami, a czubek nosa - na jednej linii z pępkiem. Ciało od pasa wzwyż powinno być odciążone, wolne od napięcia czy skrępowania. Oczy miejcie otwarte, a usta zamknięte. Czubek języka niech lekko przylega do tylnej powierzchni górnych zębów. Zamykając oczy, możecie zapaść w stan otępienia i senności. Spojrzenie powinno być skierowane w dół bez skupiania się na czymś szczególnym, lecz uwaga! nie wysuwajcie głowy do przodu. Doświadczenie wykazuje, że umysł jest najspokojniejszy, najmniej zmęczony i napięty, gdy oczy są spuszczone właśnie w ten sposób.
Kręgosłup musi być wyprostowany przez cały czas. Jest to szczególnie ważne. Opadanie ciała nie tylko powoduje nacisk na organy wewnętrzne i zakłóca ich swobodne funkcjonowanie, lecz także może wywołać napięcia tego czy innego rodzaju, jeżeli kręgi naciskają na nerwy. Ponieważ ciało i umysł są jednym, przeto każde zakłócenie funkcji fizjologicznych nieuchronnie wpływa na umysł, pozbawiając go jasności i skupienia, które są konieczne do skutecznej koncentracji. Z czysto psychologicznego punktu widzenia sztywna postawa jest równie niepożądana jak postawa niedbała, gdyż pierwsza wypływa z nieświadomej pychy, a druga z wewnętrznej słabości. Obie postawy zakorzenione są w ego i w jednakowym stopniu stanowią przeszkodę na drodze ku oświeceniu.
Uważajcie na to, by trzymać głowę prosto; jeśli przez dłuższy czas przechyla się ona do przodu, do tyłu albo w bok, to może dojść do skurczu w karku.
Gdy przyjęliście już poprawną postawę, wtedy weźcie głęboki wdech, zatrzymajcie go na moment i wypuśćcie powoli i spokojnie. Powtórzcie to dwa lub trzy razy, cały czas oddychając nosem. Potem oddychajcie naturalnie. Gdy nabierzecie wprawy, jeden głęboki oddech na początku wystarczy. Nie próbujcie już manipulować oddechem, lecz oddychajcie naturalnie. Teraz przechylcie ciało najpierw w prawo, tak daleko jak się da, później w lewo, około siedmiu do ośmiu razy, zaczynając od szerokich łuków, a konie na małych, aż tułów naturalnie znajdzie środek.
Jesteście teraz gotowi do koncentracji umysłu.'" Istnieje wiele dobrych metod koncentracji, przekazanych przez naszych poprzedników w zen. Dla początkujących najłatwiejsze jest liczenie wdechów i wydechów. Wartość tego szczególnego ćwiczenia leży w tym, że wyłączone tu zostaje wszelkie rozumowanie, a różnicujący umysł pozostaje w spoczynku. Fale naszych myśli zostają wygładzone i stopniowo osiąga się skupienie umysłu na jednym punkcie. Zaczynamy od liczenia wdechów i wydechów. Gdy wdychacie, koncentrujcie się na „raz", gdy wydychacie - na „dwa", i tak dalej, aż do dziesięciu. Wówczas wróćcie do „raz" i znów liczcie do dziesięciu. Jeżeli stracicie orientację w liczeniu, wróćcie do „raz". To proste.
Jak mówiłem przedtem, przelotne myśli, w naturalny sposób pojawiające się w umyśle, same w sobie nie są przeszkodą. Niestety, nie jest to powszechnie wiadome. Nawet wśród Japończyków, którzy studiowali i praktykowali zen przez pięć lub więcej lat, jest wielu takich, którzy mylą praktykę zen z zatrzymaniem świadomości. Rzeczywiście, istnieje rodzaj zazen, który ma to na celu, lecz nie jest to tradycyjne zazen buddyzmu zen. Musicie /dać sobie sprawę, że bez względu na to, jak intensywnie będziecie liczyć oddechy, nadal będziecie dostrzegać to, co jest na linii wzroku, ponieważ wasze oczy są otwarte, oraz będziecie słyszeć normalne dźwięki, bowiem nie macie zatkanych uszu. I podobnie, ponieważ mózg nie jest uśpiony, rozmaite formy myślowe będą pojawiać się w waszym umyśle. Nie będą one przeszkadzać ani umniejszać efektywności zazen, jeśli nie będziecie ich zatrzymywać, gdy ocenicie je jako „dobre", ani próbować ich poskromić czy wyeliminować, gdy zdecydujecie, że są „złe".
Żadnych spostrzeżeń czy odczuć nie powinniście traktować jako przeszkody w zazen, z drugiej zaś strony nie powinniście im ulegać. Kładę na to nacisk. „Uleganie" oznacza po prostu, że w akcie widzenia wzrok zatrzymuje się na przedmiocie, w akcie słyszenia uwaga kieruje się ku dźwiękom, zaś w procesie myślenia umysł wiąże się z myślami. Jeśli pozwolicie sobie na tego rodzaju roztargnienie, zagrozi to waszej koncentracji przy liczeniu oddechów. Podsumowując: pozwólcie przygodnym myślom pojawiać się i zanikać, gdy chcą tego, lecz nie idźcie za nimi ani nie próbujcie ich odpychać, tylko po prostu koncentrujcie całą energię na liczeniu wdechów i wydechów.
Gdy zakończycie okres siedzenia, nie wstawajcie nagle, lecz zacznijcie od kołysania się z jednej strony na drugą, najpierw małymi łukami, później większymi, około sześciu razy. Jak widzicie, tym razem wasze ruchy są odwrotnością tych, od których rozpoczynaliście zazen. Wstawajcie powoli i spokojnie. (…)
Na stronę Teksty
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz