sobota, 11 września 2010

Sensei o poglądach...


Ciernisty gąszcz poglądów ● Sensei Sunya Kjolhede

Przez dziesięciolecia, prawie na każdym warsztacie zen, który prowadził, Rosi Kapleau cytował słowa Woltera: „Poglądy sprowadziły na świat więcej cierpień niż wszystkie klęski choroby i głodu razem wzięte”. W jaki sposób te słowa odnoszą się do naszego życia i do niezliczonych decyzji, które musimy na co dzień podejmować? W jaki sposób można radzić sobie bez poglądów, nie pozwalając, by rządziło nami wybieranie i przebieranie, lubienie i nielubienie, przed którymi ostrzegał Wolter i liczni mistrzowie zen? Jak radzić sobie ze zdecydowanymi poglądami innych? Czy mamy im się po prostu podporządkować? Czy nauka Dharmy mówi, by być zawsze cichym i posłusznym? W psychologii jest pewne bardzo znane powiedzenie: „Uległość rodzi bunt”. Innymi słowy, uleganie, podporządkowanie się ma zwykle drugą, ciemną stronę. Jak więc poradzić sobie z tym wszystkim − jak robić to, co musi być zrobione, nie tłumiąc swoich uczuć i nie żywiąc urazy, a jednocześnie nie wpadając w cierniste zarośla poglądów, własnych i innych ludzi?

W „Sutrze Szóstego Patriarchy o czystej, prawdziwej Dharmie” znajdujemy słowa wypowiedziane przez Hui Nenga: „O szlachetni i uczeni słuchacze, zgodnie z doktryną i naukami mojej szkoły, z tej jednej podstawy pradżni powstają osiemdziesiąt cztery tysiące rodzajów mądrości. Jak to możliwe? To dlatego, że zwykli ludzie znają osiemdziesiąt cztery tysiące sposobów wzbijania kurzu”.
Liczba osiemdziesiąt cztery tysiące jest często używana w Azji i naprawdę oznacza „tak wiele, że nie da się tego policzyć”. Hui Neng mówi dalej: „Jeśli jednak nie będziecie wzbijali kurzu, mądrość będzie zawsze obecna, a wy nie oddzielicie się od prawdziwej natury. Urzeczywistnienie tej doktryny to prawdziwa ‘nie-myśl’. Nie wspominajcie przeszłości, nie zatrzymujcie się w teraźniejszości, nie fantazjujcie o przyszłości. Posługując się prawdziwą Takością waszej własnej natury, obserwujcie wszystkie rzeczy z mądrością. Nie chwytać i nie unikać, znaczy urzeczywistnić swoją prawdziwą naturę i osiągnąć stan Buddy”.

Innymi słowy, jeżeli lgniemy do jakiegokolwiek poglądu, utożsamiamy się z nim, to utknęliśmy. „Nie chwytać i nie unikać” znaczy stanąć twarzą w twarz z tym, co się wydarza, nie lgnąc, ale też nie uciekając wzrokiem. Najdoskonalszy pogląd to brak poglądu, ponieważ każdy „pogląd” przeszkadza nam w jasnym ujrzeniu rzeczy takimi, jakimi naprawdę są w danej chwili i okolicznościach. Nie chcę przez to powiedzieć, że jeśli coś budzi wasze silne emocje, nie powinniście wyrazić swojego zdania czy działać! To częste nieporozumienie. Podążanie drogą Buddy nie oznacza pasywności czy wyłączenia się. Jeśli istnieją nieodparte powody, dla których coś powinno zostać zrobione lub przeciwnie, nie powinno; jeśli wypływają one z głębi was samych i całą swoją istotą czujecie, że to jest właściwe − wtedy w porządku, powiedzcie to, zróbcie, wyduście z siebie i zobaczcie, co się dalej stanie. Jednak to coś zupełnie innego niż przywiązywanie się do jakiegoś konkretnego punktu widzenia i nieustanne obracanie go w głowie. Wtedy mamy do czynienia dokładnie z tym, przed czym ostrzega nas Hui Neng: wzbijaniem kurzu i zanieczyszczaniem serca-umysłu. A to przynosi nieszczęście innym i nam samym. Kiedy kurczowo trzymamy się poglądów i osądów, wpadamy wprost w pułapkę osądzania „słuszne − niesłuszne”, „dobre − złe”, a wtedy władzę przejmuje rozróżniający umysł-ego.

Przypomina to ciernisty mur w bajce o Śpiącej Królewnie, który nagle odciął zamek od świata z powodu klątwy trzynastej wróżki. Wszyscy zasnęli i przez sto lat nikt nie mógł się przedrzeć przez tę zaporę, by pocałować królewnę i zdjąć czar. Wielu śmiałków zginęło na tym kolczastym żywopłocie. Wiele związków umiera lub zostaje głęboko zranionych przez ostre kolce poglądów i systemów przekonań tak często prowadzących do waśni i wojen. Kiedy pojawiają się problemy, zwykle ważniejsze od tego, czy uda nam się postawić na swoim, są cierniste zarośla, którymi oddzielamy się od innych ludzi. Tak łatwo jest się pogubić, stracić kontakt z własną naturą i z naturą innych ludzi − z ciepłym, bijącym sercem Buddy. Tak wiele zależy od punktu widzenia. Jeżeli uda nam się stanąć z boku i spojrzeć na sytuację z innej perspektywy, wszystko może się zmienić. Pamiętam, że czytałam gdzieś o pewnej kobiecie, która często kłóciła się ze swoją nastoletnią córką (co nie jest niczym niezwykłym u matek i dzieci w tym wieku!). Otóż opracowały one rodzaj sygnału, którego używały, gdy widziały, że w sporze górę biorą złe emocje. Na ten znak zamieniały się punktami widzenia: każda z nich broniła teraz poglądów drugiej strony, co przynajmniej w pewnym stopniu pozwalało im rozpuścić narosłą pomiędzy nimi wrogość. Niezły pomysł! Oczywiście, aby go wykorzystać, potrzebna jest ogromna elastyczność i troskliwość.


Jest taka suficka opowieść omulle Nasrudinie. Część z was zna zapewne tę postać, opisywaną czasem jako wioskowy idiota, a czasem jako Wielki Głupiec. W niektórych opowieściach, na przykład w tej, nie jest on ani jednym, ani drugim. Otóż pewnego dnia Nasrudin postanowił założyć ogród. Przygotował ziemię i zasadził nasiona wielu pięknych kwiatów. Jednak kiedy wzeszły, okazało się, że ogród wypełniają nie tylko kwiaty wybrane przez Nasrudina, lecz również dmuchawce.
Nasrudin radził się wielu ogrodników i wypróbował wszystkie sugerowane przez nich sposoby, by pozbyć się chwastów, jednak nic nie pomagało. W końcu wyruszył w długą drogę do stolicy, do pałacu szejka, by zasięgnąć rady królewskiego ogrodnika. Mądry starzec zasięgnął rady wielu innych ogrodników i zaproponował gościowi różne metody wyplenienia dmuchawców. Ten jednak wszystkie je już znał i wypróbował. Przez chwilę siedzieli razem w milczeniu. W końcu ogrodnik spojrzał na Nasrudina i powiedział: „W takim razie radzę ci, pokochaj je”.

W pewnym momencie po prostu musimy coś zrobić z chwastami i cierniami w naszym życiu i w życiu innych. Nie musimy się w nie wplątywać, miotając się wśród poglądów i osądów na temat wszystkiego, co złe w nas i w innych ludziach. Zamiast tego, w miarę jak nasza praktyka się pogłębia, uczymy się pracować w duchu czułej uważności. Kiedy stopniowo zaczy- namy dostrzegać nasze niedoskonałości, stajemy z nimi twarzą w twarz − z naszą drażliwością, pretensjonalnością, rezerwą − i potrafimy nad nimi pracować z coraz większą lekkością i poczuciem humoru. Nie chodzi o to, że nie mamy już żadnych poglądów, ale kiedy przestajemy traktować samych siebie śmiertelnie poważnie, opinie po prostu przestają wydawać się aż tak istotne. Tak bardzo już się z nimi nie utożsamiamy. Kiedy przestajemy bezlitośnie krytykować samych siebie, z większą wyrozumiałością podchodzimy do słabości innych. To proces odpuszczania − zwłaszcza zaś rezygnacji z pragnienia, by być kimś, wiedzieć
coś, by mieć rację. W większości z nas te potrzeby tkwią tak głęboko, że ten proces wymaga wielu lat pracy: stopniowego zbliżania się do głębokiej istoty rzeczy poprzez pracę nad tym, by pozostawać blisko z koanem czy zoddechem w każdej nowej chwili i być otwartym na wszystko, co się wydarza. Jeśli będziemy pracować razem i mocno trzymać się praktyki − pomimo wszystkich wzlotów iupadków, wszystkich zmian wewnątrz i na zewnątrz − ostre ciernie ego nie poranią nas tak mocno. Jakaż to ulga dla wszystkich!


Całą spisaną mowę Sensei znajdziesz klikając tu: Artykuły

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz